środa, 8 lipca 2015

Rozdział 19 - What's Your name?

Chyba mnie spalicie za to, że dopiero teraz. Wybaczcie mi, proszę Was.

~ Taehyung:

Lubię popołudnia jesienią. Gdy wracam z pracy, liście spadają a słońce powoli znika na brzoskwiniowym niebie za delikatnymi chmurkami. Hyuna napisała mi już, że oczywiście Jungkook przesiaduje u niej w salonie, więc może mój humor nie był aż tak idealny, ale jednak widoki poprawiały mi samopoczucie. Spacerkiem dowlokłem się do domu dziewczyny i od kluczyłem powoli drzwi, po czym zsuwając buty zauważyłem, że Kook stoi już przede mną z uśmiechem.

- Znowu tu jesteś? – rzuciłem na powitanie, a ten pokiwał energicznie głową.

- Kupiłem ci kwiaty. – oznajmił wysuwając w moją stronę kolejny bukiet. - Chciałem, żeby Hyuna wstawiła je do wazonu, ale groziła, że je wyrzuci, więc wolałem poczekać na ciebie.

Jego entuzjazm był zadziwiający biorąc pod uwagę fakt, że i tak nie zamierzałem mu ulegać. Powinien dobrze to wiedzieć, wydawało mi się, że dobrze to wie. Ale najwidoczniej on wciąż miał nadzieję i to w pewien sposób było miłe. Odsapnąłem ciężko i zauważyłem lekko uśmiechającą się dziewczynę za nim. Na pewno nie była dla niego przyjemna, ona wręcz go nienawidzi. Wysunąłem rękę i zabrałem od chłopaka kwiaty idąc z nimi w stronę kuchni.

- To lilie i mięta. – oznajmił, a ja spojrzałem na niego jak na debila.

- Mięta? Poważnie?

- No... mięta. – przytaknął i uśmiechnął się lekko obejmując mnie od tyłu. Sapnąłem i próbowałem się wyrwać, więc chłopak po prostu złapał mnie za biodra i oparł swoją brodę na moim ramieniu. Zamarłem na moment w bezruchu, aby po chwili przesunąć się i wstawić kwiaty do wazonu. Wreszcie usiedliśmy w salonie, a noona udała się do swojej sypialni, nie chcąc się w to już mieszać. Kook siedział obok mnie wodząc wzrokiem po pomieszczeniu i bawiąc się swoimi rękoma. Jakby nie wiedział jak ma zacząć. Postanowiłem więc zrobić to za niego.

- Naprawdę nie wiem po co znowu tu przylazłeś. Powiedziałem ci już, że nie zamierzam zmienić zdania. Marnujesz i mój i swój czas.

- Może... Myślałem o tym ostatnio.

- I co?

- Kocham cię. Naprawdę. Jestem pewien. Będę dla ciebie dobry. Będę o ciebie dbał, będę cię kochał, już nie będzie tak jak dawniej. Przysięgam, Tae, daj mi ostatnią szansę! Ostatnią, a później możesz robić co chcesz, jeśli to spieprzę.

- Nie, czy naprawdę tak ciężko zrozumieć, że nie umiem zapomnieć o tym wszystkim? Tego było za dużo, to nie jest takie łatwe.

- Wiem, rozumiem, naprawdę! Ale będę się starał!

- Wyjdź stąd.

 -Taehyung...

- Wyjdź.

Nogi Jungkooka przyciągnęły się do jego klatki, a jego ręce mocno je oplotły.

- Nigdzie się stąd nie ruszę. – oznajmił cicho uparcie wciskając się w kanapę.

- Jesteś uparty i natrętny, a do tego niekulturalny. Jesteś nieproszonym gościem, więc wynoś się stąd już.

- A ty jesteś niemiły.

- I kto to mówi! Wielki nawrócony się znalazł.

- Staram się!

- A ja już nie zamierzam. Starałem się dość długo. Wyjdź.

Więc chłopak sapnął ciężko i wyszedł jak zwykle nie chcąc się nazbyt narzucać. Pominę fakt, że robił to już samym przychodzeniem tutaj. Hyuna zeszła gdy tylko chłopak zamknął drzwi tuż po tym jak oczywiście grzecznie pożegnał się, znów składając na moim policzku lekkiego całusa. Poklepała mnie lekko po plecach, po czym zagarnęła w swoje ramiona widząc, jak trudno to dla mnie było.

- Nie martw się. Będzie dobrze, ułoży się. – szepnęła, a ja przytaknąłem udając, że jej wierze. Nie wierzyłem i nigdy nie uwierzę, bo nic się nie ułoży. Bo nie jestem już w stanie pokochać kogoś kto nie jest Kookim. Samo wspomnienie o nim sprawiało, że chciało mi się wyć do księżyca błagając Boga o wyjaśnienie, czemu to musiało się tak skończyć. Co zrobiłem źle?
Wieczór spędziłem samotnie, w mojej sypialni słuchając jak dziewczyna co chwilę pyta, czy aby na pewno nie chcę dołączyć do niej. Nie chciałem, potrzebowałem trochę ciszy i spokoju. Musiałem przemyśleć wszystko, wszystko poukładać. Oczywiście i tak jedynym wnioskiem było, że bez Jungkooka to nie ma sensu i może powinienem wrócić i dalej udawać, że wszystko jest w porządku, ale to pomińmy. Jednak i tak wolałem nie przeżywać tego znowu. Wolałem umierać z rozpaczy tu, niż tam.

Następnego dnia trochę zaspałem do pracy. Jakimś cudem jednak wszedłem do sklepu w ostatnim momencie i udało mi się nie narazić szefowi. Przez cały dzień nudziłem się i o dziwo, nie dostałem nawet jednego sms'a od Jeona. Nic, głucha cisza, która o dziwo bolała mnie bardziej niż jego wpraszanie się. Już o mnie zapomniał? Czyli to koniec..? Naprawdę?
Wracając po południu do domu moje oczy wręcz zalane były łzami. Zaczynałem żałować, że byłem taki uparty i teraz on da sobie ze mną spokój i zacznie żyć dalej, a ja... utknę w martwym punkcie mogąc jedynie wspominać go, nas. Nie chciałem tego. Nawet jeśli kazałem mu przestawać przychodzić i odczepić się, to jednak chciałem, żeby naprawdę przychodził i wciąż był obok i wciąż się starał, abym któregoś dnia wreszcie uległ i wrócił z nim do domu. Żeby było dobrze, nawet chociaż przez chwilę. Żeby on był po prostu obok, znowu. Gdy przyszedłem do domu, nie było go. Poczułem to okropne ukłucie w sercu, że może już nigdy nie przyjść.  Że naprawdę dał sobie spokój i znajdzie sobie kogoś nowego. I co gorsza... Będzie z nim szczęśliwy, bardziej niż ze mną.
Dopiero wieczorem ktoś zadzwonił do drzwi i w pierwszym momencie mogłem jedynie modlić się, by był to Jungkook. Ale szara rzeczywistość przypomniała mi, że to zapewne jakaś koleżanka Hyuny. Z niechęcią zdałem sobie sprawę z tego, że noona myje głowę, więc leniwie doczłapałem się do drzwi i uchyliłem je lekko. Był tam. Stał tam lekko się uśmiechając i oglądając za siebie, jednocześnie wciskając ręce głęboko w kieszenie bluzy. Było trochę chłodno, poczułem to już po sekundzie. Po chwili zauważył, że otworzyłem drzwi i uśmiechnął się szerzej wyciągając dłoń w moją stronę. Jego oczy błyszczały i znów... wyglądał inaczej.

- Witam. Nazywam się Jeon Jungkook. Mieszkam w sumie kawałek drogi stąd i możesz uznać to za niekulturalne, ale widziałem cię już parę razy i postanowiłem się przedstawić. Tak więc, Jungkook.

- Co ty robisz? – spytałem zdezorientowany a on spoważniał lekko, wciąż jednak ciepło się uśmiechając. Wzruszył ramionami przekręcając głowę w bok.

- Powiedziałeś, że chcesz kogoś poznać i zakochać się na nowo. Więc poznajmy się i zakochajmy się w sobie na nowo. – stwierdził cicho, a jego oczy świeciły jak dwie lampeczki. - Daj nam szanse zrobić to tym razem dobrze.

Przez moment stałem nieruchomo. Nie wiedziałem szczerze co odpowiedzieć. Nie chciałem go stracić. Dziś miałem takie wrażenie. To był ból nie do opisania. Jakbym czuł, że moje istnienie do reszty straciło sens. Dlatego pokiwałem głową z dezaprobatą i wyciągnąłem powoli rękę w jego stronę, ściskając jego dłoń i trzęsąc nią delikatnie.

- Kim Taehyung.

- Masz uroczę imię, Tae. Czy będę jeszcze bardziej niekulturalny jeśli zaproszę cię na kawę? Przepraszam, jeśli się narzucam, ale chciałbym cię poznać, jeśli nie masz oczywiście nic przeciwko. - stwierdził uśmiechając się nonszalancko, a ja zachichotałem lekko. Był doprawdy słodki kiedy tak starał się zgrywać dobrze wychowanego i porządnego.

- Myślę, że kawa to dobry pomysł. – odparłem wreszcie.

- To naprawdę świetnie. Co powiesz na jutro? Mogę przyjść po ciebie koło szóstej? – spytał pośpiesznie, jednocześnie uśmiechając się szerzej i ukazując mi te przepiękne dołeczki w policzkach. Nie umiałem się nie wpatrywać w nie.

- Tak, szósta to idealna godzina. Będę czekać.

- To wspaniale. Czy... Może podałbyś mi też swój numer? On mógłby mi się przydać gdybym na przykład nie mógł wytrzymać bez ciebie do jutra? – zapytał śmiejąc się, a moje policzki zaróżowiły się lekko. Poczułem się jakbyśmy naprawdę dopiero się poznawali, a ja byłbym zauroczoną czternastolatką.
Podałem chłopakowi numer i pożegnaliśmy się. Oczywiście nie zdziwiło mnie, gdy wieczorem dostałem wiadomości od numeru zapisanego jako "Kookie", którego mtelefonie od bardzo dawna. Teraz jednak czułem jakąś ekscytację odczytując iałem na swoim treść wiadomości. "Przepraszam, że nie byłem w stanie wytrzymać nawet do jutrzejszego poranka. Nie miej mnie proszę za jakiegoś psychopatę, po prostu nie mogę się już doczekać naszej randki. Mam nadzieje, że będziesz dobrze spał. Dobranoc." Uśmiechnąłem się, chyba automatycznie. Po prostu podoba mi się myśl, że ja i on zaczniemy od nowa, z czystym kontem i Hyuna nie będzie się miała do czego doczepić, bo jakby nie patrzeć, gdy tylko coś zacznie się dziać, wycofam się. Tym razem nie skoczę na głęboką wodę, nie zamieszkamy razem od razu, nie będziemy razem od razu. Zaczniemy od randek i poznawania się, jak to robi większość ludzi, a tak długo jak Kook będzie w porządku – ja będę w porządku i będę mógł być przy nim i to znów będzie mój kochany Kookie. Ten chłopak ze sklepu, nie wiedzący ja się odezwać i uroczo rumieniący się. Z moimi dołeczkami i oczami nieziemsko czekoladowymi. "Jest w porządku. Ja również nie mogę doczekać się naszego spotkania. Tobie również dobranoc. " Wystukałem szybko na klawiaturze i obróciłem się na drugi bok z zamiarem zaśnięcia. Następnego ranka nie było mowy o zaspaniu. Wstałem spięty i gotowy, aby jak najszybciej odbębnić robotę w sklepie i móc się z nim wreszcie spotkać choć może faktycznie zbyt się tym ekscytowałem. Ale to po prostu mój Kook i jakby mogła mnie nie cieszyć myśl, że mogę dostać go z powrotem. Wreszcie.
Dochodząc do domu po pracy znów mój telefon zaczął wibrować delikatnie w mojej kieszeni, więc czym prędzej chwyciłem go i wyświetliłem wiadomość od Kookiego. "Skończyłem właśnie lekcje. Mam nadzieję, że nasza randka wciąż jest aktualna. Mogę spóźnić się parę minutek, ponieważ nie wiem czy się wyrobię. Mam nadzieje, że to nie jest jakiś problem." oczywiście kolejny uroczy sms od niego. Dobrze wiem, że skończył właśnie lekcję, przecież znam jego plan lekcji na pamięć, jednak udałem, że wcale tak nie jest odpisując krótkie "Będę czekać."
Naprawdę starałem się zdążyć i biegałem po całym domu wysłuchując narzekań Hyuny jak to bardzo stresuje się randką z moim byłym, ale to nie moja wina, godzina to za mało, żeby wyglądać idealnie. I tak, chciałem wyglądać idealnie, chciałem być dla niego idealny. Chciałem żeby wszystko było takie jakie powinno być, a fakt, że wreszcie zaczynaliśmy tak jak powinniśmy tylko mnie motywował. Dlatego ubrany w chyba najlepsze rurki jakie posiadałem i idealnie wyprasowanej koszulce zacząłem układać swoje włosy, gdy dźwięk dzwonka do drzwi rozniósł się po mieszkaniu. Nie zdążyłem nawet krzyknąć, aby dziewczyna otworzyła, bo z dołu zaczęły dochodzić ciche dźwięki rozmowy. Miałem jedynie nadzieje, że Hyuna nie zniechęci go zbytnio.

- Już schodzę! – krzyknąłem próbując zrobić coś z niesforną grzywką, aż wreszcie rezygnując zbiegłem na dół i stanąłem przed chłopakiem. Moja grzywka znowu niesfornie opadła na oko, a Jeon jedynie zaśmiał się i poprawił ją powolnym ruchem dłoni. Mimowolnie zadrżałem, gdy jego palce dotknęły mojego czoła, a w ślad za nimi poszły jego idealne usta, które złożyły na samym środku delikatny pocałunek. Był uroczy i kochany, bardzo.

- Jesteś słodki, Tae. – stwierdził cicho i uśmiechnął się szerzej, a ja poczułem jak do moich policzków napływa krew. Zaczerwieniłem się jak mała dziewczynka.
Po chwili już szliśmy w stronę znaną tylko jemu. Zabrał mnie do jakiejś kawiarni, gdzie złożył zamówienie oczywiście pytając mnie o to czego sobie życzę, choć po tak długim czasie znania się, wiedział to przecież doskonale. Kelnerka z długimi, brązowymi włosami przyniosła nam dwie herbaty i ciasta, po czym oddaliła się, a Kookie posłał mi ciepły uśmiech sięgając po malutki widelczyk i wkładając do ust kawałek tiramisu. Wyglądał genialnie w swojej szarek koszulce z dużym dekoltem i wąskich, czarnych jeansach. Nie mogłem odciągnąć od niego wzroku, bo bądźmy szczerzy, jest gorący.

- Opowiesz mi coś o sobie, Tae? Gdzie pracujesz, albo coś o twojej rodzinie. Albo po prostu o sobie, jeśli oczywiście to nie jest problem. – zapytał grzecznie popijając herbatę, a ja przytaknąłem powoli.

- Pracuję w sklepie spożywczym. Mam cztery młodsze siostry, które kocham ponad życie, ale nie mieszkam z rodziną, ponieważ rodzice nie akceptowali mojej orientacji. –wyrecytowałem pewnie wiedząc, że rozmówca nie będzie miał nic przeciwko mojemu zajęciu, ani temu że jestem homoseksualny.

- Och, no tak. Mój ojciec również nie akceptował tego, że jestem gejem. Moja mama najpierw rozwiodła się z nim i przyjechaliśmy tutaj, po czym wróciła do niego, ponieważ jakby nie patrzeć, kocha mojego ojca. – odparł uśmiechając się, a ja przytaknąłem.

- Twoja mama musi być wspaniałą kobietą. Na pewno jesteście blisko, mam rację?

- Tak, byliśmy, gdy jeszcze mieszaliśmy razem. Teraz raczej rzadko rozmawiamy, ale wiem, że zawsze mogę do niej z wszystkim zadzwonić. Ty za to musisz być cudownym bratem, prawda? – spytał mrużąc oczy, a zaśmiałem się lekko.

- Staram się, naprawdę. Uwielbiam zabierać dziewczynki w różne miejsca, niestety ostatnio miałem... ciężkie czasy i stroniłem od ludzi. Będę musiał to nadrobić...

- Rozumiem. Takie rzeczy się zdarzają, na pewno nie będą miały ci tego za złe.
Posiedzieliśmy jeszcze do późnego wieczora, następnie Kook odprowadził mnie do domu Hyuny i całując delikatnie w policzek pożegnał się wspominając coś, abyśmy następnym razem wybrali się do kina, ponieważ on naprawdę chciałby obejrzeć pewnien film, a niezbyt ma z kim. To był przemiły wieczór i był naprawdę idealny. Z jednej strony niczego sobie nie wypominaliśmy i poznawaliśmy się na nowo, z drugiej każdy z nas był pewniejszy i nie było żadnych tajemnic.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Rozdział 18 - What's Your name?

~ Taehyung:

Mijały tygodnie, a Jungkook nie przestawał przychodzić. Na początku wykłócał się i kazał mi wracać do domu i gdyby nie Hyuna zapewne bym mu uległ, bo wyglądał źle. Wciąż był tym aroganckim dupkiem, ale teraz coś w jego wyglądzie zmieniło się i nie wiedziałem co. Więc przychodził co drugi dzień i krzyczał, że mam przestać urządzać cyrki i wracać, ale wtedy po prostu leżałem na kanapie w salonie noony i nie słuchałem go,  albo po prostu płakałem. Tak naprawdę chciałbym do niego wrócić. Chciałbym być znowu z nim i udawać, że to wszystko się nie dzieje, że mnie to nie boli, że jest dobrze, nawet gdy było do dupy. Trochę jak stare małżeństwo, gdzie żona trzyma się niewiernego męża, bo po prostu go kocha i chce, żeby on był w pobliżu.  Bo boi się, że bez niego będzie słaba i nie da sobie rady. Takim kobietą mówi się, że to nie prawda, że gdy odejdą to poczują się lepiej. Ale ja nie czułem się lepiej, czułem jakby to wszystko po prostu straciło sens, bo jedynym sensem mojego życia był on. Gdy go nie było to to było takie szare i nudne, i niby miałem kumpli, przyjaciół, pracę i niby żyłem jako tako, ale nie czułem tego, że żyję. A przy nim... Przy nim nawet myśl o tym, że on gdzieś tam jest dawała mi to ciepło i to miało sens. I miałem po co wracać do domu, i siadać na kanapie z kubkiem kakao w ręku, i oglądać jakąś dramę w środku nocy czekając aż wróci, albo po prostu leżeć i wsłuchiwać się w jego oddech i ciche pochrapywanie, gdy spał obok mnie.
W pewnym sensie było mi dobrze, nawet jeśli to bolało, bo wiedziałem, że on i tak wraca do mnie. Że i tak to ja jestem tym głównym, do którego zawsze wróci, więc może jednak coś tam jeszcze w nim siedzi. Może to wciąż mój Kookie.
Leżałem więc jak zwykle na kanapie myśląc, czy dziś chłopak znów przyjdzie, czy może oszczędzi mi tego widoku. Nie lubiłem widzieć go kucającego obok kanapy, gdy już nie miał sił krzyczeć i po prostu szepczącego, żebym wreszcie wrócił i przestał się wygłupiać. To nie były wygłupy! On nie rozumiał, że to naprawdę koniec. Nie docierało do niego, że to nie jest tylko chwilowe, że ja już nie wrócę.
Hyuna była akurat w szkole i Kook też powinien być, dlatego zdziwiło mnie, gdy ktoś zapukał do drzwi. Ruszyłem do nich w wolnym tempie będąc przekonanym, że to listonosz, albo może jakiś sąsiad. Rodzice noony dużo podróżowali, często zostawała sama w domu, więc spokojnie mogłem tu siedzieć i większość czasu byłem sam.

Uchyliłem drzwi i już chciałem zlustrować przybysza od stóp do głów, gdy naprzeciw mnie dostrzegłem bukiet kwiatów. Fioletowo biały z niebieskimi wstawkami. Przez moment wpatrywałem się w ten dość sporych wielkości bukiet, po czym został mi od wręczony, a dostawcą okazał się nie kto inny jak Jeon Jungkook.

- Te fioletowe to kalie. Są też białe róże i... Um... Ostróżki?

- Co to takiego?

Wzruszył ramionami i powiedział, że kwiaciarz poradził mu takie, bo mają dobre znaczenie w naszej sytuacji. Od kiedy Kookie interesuje się tym, co znaczą jakieś kwiaty? Od kiedy on w ogóle wysila się na tyle by kupić kwiaty. Wpuściłem go do domu będąc świadomy tego, że nie pozwoli mi odesłać siebie z kwitkiem. Nigdy nie pozwalał. Chłopak od razu zdjął kurtkę, a ja udałem się do kuchni by wstawić kwiaty w jakiś wazon. Nie, żeby mi jakoś specjalnie zależało, po prostu to było naprawdę ładnie... Ok, trochę też mi zależało.
Udałem się do salonu, gdy Jungkook stał przy telewizorze i po raz setny oglądał rodzinne zdjęcia Hyuny. Zawsze to robił zanim zaczął swój wykład, ale zwykle była tu też dziewczyna, która świetnie mnie wspierała. Teraz bałem się, że wymięknę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się, po czym usiadł spokojnie na kanapie i poklepał delikatnie miejsce obok niego dając mi znać, żebym usiadł. Tak też zrobiłem.

- Co u ciebie? – spytał cicho, wpatrując się w telewizor.

- Wszystko w porządku. A u ciebie?

- Jest ok... – stwierdził i spuścił wzrok, aby po chwili przekręcił głowę i spojrzeć na mnie. Czy mówiłem już, że kocham jego oczy? Są cudowne. – Możemy już skończyć? Nie mam sił TaeTae, po prostu wróć już...
Mówił cicho, wręcz szeptał. Siedziałem prosto starając się być twardym, podczas gdy on widząc mój całkowity brak reakcji oparł czoło o moje ramię i odetchnął ciężko. Dlaczego to dla mnie takie ciężkie? Powinienem jeszcze mu dokopać po tym co mi robił. A mnie po prostu bolało samo patrzcie na niego.

- Mówię poważnie, dajmy spokój. Przecież oboje wiemy, że ty kochasz mnie, ja kocham ciebie, więc po prostu chodźmy teraz do domu.

- Tak się nie zachowuje osoba, która kogoś kocha, Kookie. Chyba nie wiesz co to słowo znaczy. – stwierdziłem starając się brzmieć spokojnie.

- Wiem, wiem, Tae, wiem, spieprzyłem. Hej, każdemu się zdarza. Jestem tylko człowiekiem, mam prawo popełniać błędy, tak samo jak ty masz do tego prawo.

- Moim błędem było poznanie cię. – rzuciłem po chwili gryząc się w język. Wcale tak nie myślałem. Chłopak jedynie pokręcił głową wciąż nie zabierając jej z mojego ramienia i oplótł mnie ramieniem w tali.

- Nie mów tak, Tae. Nigdy tak nie mów. – szepnął i po prostu się we mnie wtulił. Jakby nigdy nic, jak za dawnych czasów. Siedziałem cicho, więc podniósł na mnie wzrok i jego oczy... One tak świeciły... - Ty... Naprawdę tak myślisz?
On tego nie powiedział. On to wyskomlał jak skarcony pies, który narobił na środku pokoju. Wplotłem palce w jego włosy i przycisnąłem jego głowę do siebie.

- Nie. – zapewniłem go. - Nie, oczywiście, że nie.

- Tęsknie za tobą, Tae. Po prostu strasznie za tobą tęsknie. – szepnął po chwili ciszy, a ja odchyliłem głowę opierając ją o zagłówek kanapy. Odetchnąłem ciężko starając się wciąż nie dawać za wygraną.

- Myślę, że powinieneś już iść.

- Nie chce. Nie chce TaeTae, chce żebyś poszedł ze mną.

- Ale ja nie chce iść z tobą.

- Więc czego chcesz?!

- Chcę... Nie wiem... Nie wiem, chce zacząć normalne życie bez ciebie. Chce zapomnieć o tobie, bo po prostu przesadziłeś i nie umiem ci wybaczyć. Chce poznać kogoś, chce znów się zakochać, chce być szczęśliwy. Chce mieć pierdolone  "i żyli długo i szczęśliwie", ale nie takie "długo i szczęśliwie" jakie miałem przy tobie!

- Mogę ci dać "długo i szczęśliwie", jeśli dasz mi drugą szansę. Mogę ci dać nawet dłużej niż "długo" i szczęśliwiej niż tylko "szczęśliwie". Tym razem tak będzie.

- Nie, nie wierze ci. Nie umiem już ci uwierzyć i nie zamierzam marnować kolejnych tygodni albo nawet miesięcy, jeśli potem to ma pójść na marne, bo wszystko znów wróci do tego, jak było ostatnio.

- Ale daje ci pewność, że teraz tego nie spieprzę! Taehyung, co ci szkodzi? Przecież byliśmy nawet szczęśliwi na początku, prawda? Przecież znowu może tak być...

- Nie, nie może. A teraz idź już. – mówiąc to wstałem z niechęcią wyplątując się z objęć jego ramion. Jego zapach przestał mnie otulać i z niechęcią odsapnąłem mając ochotę znów się w niego wtulić. To był mój Kookie. Teraz to był ten dawny chłopczyk, którego pokochałem.

Kook spojrzał na mnie i uśmiechnął się smutno po czym powoli wstał z kanapy i całując mnie delikatnie w policzek, sam udał się do wyjścia. Opadłem znów na kanapę słysząc jak drzwi zatrzaskują się za nim.
Z jednej strony byłem z siebie dumny, a z drugiej wciąż miałem ochotę za nim pobiec i wrócić do domu.
Hyuna wróciła parę godzin później i przywitała mnie od progu setką pytań na temat kwiatów, które zauważyła stojące na stole w salonie.

- Przyniósł ci kwiaty? Och, no tak, teraz pewnie będzie próbował cię jeszcze przekupić. – rzuciła kąśliwie i ruszyła do swojego pokoju, aby przebrać się w coś bardziej wygodnego.

- Wiesz, on naprawdę znów był tym Kookiem. Był taki przygnębiony.

- Nie mów mi, że w to uwierzyłeś? – krzyknęła ze swojej sypialni - On cię podpuszcza i bierze na litość. Biedny, samotny Jungkook, nagle się nawrócił?!

- To nie tak... Może on po prostu zrozumiał?

- Gdyby zrozumiał to zrozumiałby też, czemu tu jesteś i zaczął się naprawdę starać.

- Stara się!

- Kupił ci kwiaty! Jezu, ale się wysilił! Kupowanie kwiatów to nic wielkiego.

- Nie widziałaś go, on naprawdę żałował.

- Więc co teraz? – spytała stając przede mną z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. - Może mi jeszcze powiesz, że mu wybaczysz i do niego wrócisz?

- Nie, powiedziałem mu, że nie... Po prostu mi go żal.

- I o to mu chodzi. – upierała się. Usiadła obok mnie i spojrzała na bukiet. - Nawet ma gust ten Jungkook.
Przytaknąłem, bo naprawdę był śliczny. To chyba przez te kalie. Świetnie komponowały się z białymi różami.

- Ale chyba kwiaciarz mu doradzał. – odparłem po chwili ciszy.

- No tak, mogłam się tego spodziewać. – zaśmiała się i wstała z kanapy. - Jadłeś już obiad?

Pokiwałem przecząco głową i razem z nią udałem się żeby coś zjeść. Noona w pewnym stopniu była dla mnie podporą, ale czasami myślałem czy nie lepiej byłoby się poddać i do niego wrócić. Może ona wcale nie ma racji... Choć sam nie umiem mu wybaczyć tego wszystkiego. To jest po prostu za dużo.
Wieczorem oglądaliśmy film, choć dziewczyna stwierdziła, że byłem zbyt zajęty odbieraniem wiadomości od Kooka, który zasypał moją skrzynkę sms’ową toną wiadomości, żeby obejrzeć chociaż jedną piątą filmu. Mimo tej setki wiadomości i tak starałem się być silny i nie odpisywać, ale czytając o załamanym, samotnym Harrym, który błagał o chociaż o chwile rozmowy...

- Noona, obrazisz się, jeśli pójdę na chwilę do niego zadzwonić? – spytałem cicho. Na pewno będzie miała tysiąc stwierdzeń i teorii, oraz uświadomi mnie, że wymiękam, ale wystarczy parę minut.

- Poważnie? To twoje życie, ale on właśnie bierze cię na litość...

- Wiem, przepraszam, ale ja w porównaniu do ciebie jestem zbyt miękki. – zaśmiałem się, a ona równo ze mną po czym ruchem ręki dała mi znać, żebym poszedł. Dlatego już po chwili stałem w mojej tymczasowej sypialni wpatrując się w drzewo za oknem i wsłuchując w ciche pikanie dochodzące z TELEFONU. Odebrał.

- Nie sądzisz, że przesadzasz? Powiedziałem ci, że do ciebie nie wrócę, powinieneś uszanować moją decyzję i dać mi spokój. To jest koniec, pogódź się z tym. Nie zmienisz tego coraz bardziej mi się narzucając. To mnie tylko denerwuje i nie pozwala normalnie żyć. – wyrecytowałem i odetchnąłem ciężko dumny z tego, że mój głos nie załamał się i nie drżał.

- Wiem, ja po prostu... Po prostu chciałem cię usłyszeć. Tęsknie, nie potrafię tak po prostu wyrzucić cię z mojej głowy. Wiem, że spieprzyłem, wiem o tym, ale... To nie znaczy, że cie nie kocham.

- Proszę cię to jest dla mnie już dość trudne, nie potrzebuje jeszcze, żebyś mi to utrudniał. Proszę, po prostu daj mi spokój. Ja chce zapomnieć, a ty mi nie pozwalasz.

- Bo ja nie chce! Tae, ja nie chce, żebyś mnie zapomniał! Chce, żebyśmy znów byli szczęśliwi! Naprawdę szczęśliwi, tak jak na początku!

- Ale ja tego nie chce. Dlaczego zawsze musimy robić to co ty chcesz? – odpowiedziała mi cisza, bo zapewne nie umiał mi w żaden inny sposób odpowiedzieć. - W takim razie rozłączę się teraz i wrócę do oglądania filmu, a ty daj mi żyć i nie przychodź tu ciągle. Nie wziąłem urlopu, żebyś mógł mnie nachodzić o każdej porze dnia.
Pominąłem fakt, że od jutra wracam do pracy, aby przypadkiem nie próbował mnie odwiedzić w drodze ze szkoły. Gdy wróciłem do salonu Hyuna jedynie zmierzyła mnie wzrokiem i uśmiechnęła się ciepło po czym powiedziała co działo się w filmie choć szczerze, nie miałem bladego pojęcia o czym on jest.
Następnego dnia ruszyłem do pracy na rankę i gdy Kook wstąpił na moment do sklepu, automatycznie uciekłem na zaplecze zanim mnie zauważył. Lepiej, żeby jeszcze tego nie wiedział, choć prędzej czy później się dowie.

~ Jungkook:

Chciałem znów odwiedzić TaeTae ale zabronił, więc postanowiłem uszanować jego wolę. Mimo to nie mogłem przejść obok sklepu obojętnie, nawet wiedząc, że wciąż go tam nie ma. Nie mówił mi, aby jego urlop się skończył, choć z drugiej strony mógł nie chcieć, abym to wiedział. Przemierzając alejkami w sklepie jedyne co robiłem to wspominałem co gdzie robiliśmy, gdzie co mi powiedział. Pamiętałem jak wszedłem tu pierwszy raz, kiedy go poznałem. Czy to zabrzmi żałośnie jeśli powiem, że zacząłem nienawidzić samego siebie? Byliśmy szczęśliwi... Byliśmy naprawdę szczęśliwi, a później to wszystko tak po prostu zepsułem. Nawet nie umiem samemu sobie wytłumaczyć dlaczego. Wiem tylko, że gdybym mógł cofnąłbym czas, bo naprawdę żałowałem każdego ruchu, jaki wykonałem przez ostatnie miesiące. A najbardziej żałowałem tej okropnej nocy po której Tae zniknął z mojego życia i teraz zapiera się nogami i rękoma, żeby do mnie nie wrócić. To nie tak, że ja chciałem... Chciałem się odkuć, udowodnić jemu i sobie sam nie wiem co... I dopiero później zdałem sobie sprawę z tego, że przesadziłem.
__________________________________
Znów krótki, ale lepsze to niż nic, prawda? ;) Im więcej komentarzy tym szybciej pojawi się rozdział, pamiętajcie!


wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 17 - What's Your name?

Taehyung:

Powoli zwlokłem się z łóżka. JungKook spał jeszcze cicho pochrapując. Co jest ze mną nie tak, że wciąż uważam go za najsłodszą postać na świecie. Gdy leżał zupełnie bezbronny, z włosami rozsypanymi na białej poduszce i lekko rozchylonymi ustami. Jego policzki były zarumienione, a klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała. Nachyliłem się powoli i delikatnie musnąłem wargami jego policzek. Na tyle lekko, by nic nie poczuł. Może gdzieś tam jest jeszcze mój Kookie.

- Taeee, złaź ze mnie. - wychrypiał wciąż się nie ruszając. Przez moment serce stanęło mi w miejscu. Wyczynem było, że na mnie nie nawrzeszczał, a nawet nazwał "Tae". Szepnąłem ciche "przepraszam" i wyszedłem z sypialni widząc jak powoli przytomnieje. Usłyszałem cichy dźwięk dochodzący z salonu i szybko się tam udałem. Na wyświetlaczu mojego telefonu szybko mrugała nazwa kontaktu - "Hyuna". Odebrałem i słysząc jak JungKook wychodzi z sypialni przyciszyłem głos. 

- Słucham?

- Hej, TaeTae. Co powiesz - ty, ja, kawiarnia w centrum, 15.00? 

- Ugh... Niezbyt mi pasuje.

- To może wpadniesz do mnie?

- Wiesz, może innym razem.

- Ok, to ja przyjdę do was. 

- Ale ja dziś... - przerwałem słysząc pikanie oznaczające zakończone połączenie. Ona nigdy nie wiedziała kiedy. Mogła chociaż poczekać i wpaść na chwilę wieczorem, gdy JungKooka nie będzie. Nie musiała "nas" oglądać. Nie chciałem by to widziała. 

~

Kookiemu nie spodobało się, że Hyuna nas odwiedzi. Przez moment chciał nawet wyjść, ale definitywnie chyba poniżanie mnie przy innych było ciekawsze. Nie podobało mi się to, ale nie mogłem przecież wyrzucić go z domu. Gdy tylko rozległ się dzwonek do drzwi doczłapałem się tam powoli i wpuściłem malutką dziewczynę, stojącą w progu z wielkim uśmiechem. Uwiesiła się na mnie, krzycząc głośno moje imię. Miała dziś wyjątkowo dobry humor, ale zapewne po konwersacji z JungKookiem on się zmieni. Dziewczyna podreptała do kuchni i posłała mu promienny uśmiech, którego on nawet nie raczył odwzajemnić.

- TaeTae, zrobisz mi kawy? Ostatnio mamy niezły zapierdol z nauką, mówię ci, masakra. Ten tydzień trochę nam odpuścili, więc udało mi się wreszcie do ciebie wyrwać. Dawno was nie widziałam, gołąbeczki.

Kook zaśmiał się pod nosem, a ja nie byłem pewny czy to ironiczny śmiech, czy prawdziwy. Jedynie podszedłem do kuchenki i wstawiłem wodę na gaz. Na razie wszystko szło dobrze i przeszło mi przez myśl, że może Jeon będzie dość miły na czas jej wizyty. Jakże mylne było to stwierdzenie.
W trakcie rozmowy Kook dopiekał mi przy każdej możliwej okazji, uświadamiając mnie, jak bardzo tępy i beznadziejny jestem. W końcu nie wytrzymałem i wstając z miejsca zmierzyłem go wzrokiem.

- Ja przynajmniej nie muszę się dowartościowywać pieprząc jakieś dziwki w klubowych kiblach. Czujesz się przez to bardzie męski, czy jak? - spytałem wściekły. Oczy Jeongguka rozszerzyły się ze zdziwienia i wstał, aby zrównać się ze mną.

- Na pewno bardziej męski niż ty, siedzący tu jak pod miotłą. Chyba nie wyczułem momentu, w którym cię ktoś wykastrował.

- Oh, wolę już być jebaną kurą domową niż puszczalskim skurwysynem! Przynajmniej mam dość poczucia własnej wartości, ale ty chyba chuja na śmietniku znalazłeś!

- Zamknij się! Teraz nagle wielki pan Kim stał się taki odważny?! Bo co, bo Hyuna? Proszę cię, schowaj te swoje popisy, ile ty masz lat?!

- A ty?! Ile masz lat?! Na pewno to odpowiedni wiek na szlajanie się! Gdyby nie ja, leżałbyś pod mostem śmierdząc na kilometr, albo puszczał się za kase! Wiesz, nawet dziwki są lepsze niż ty, bo chociaż jakieś korzyści z tego są!

- Grzecznie ci kurwa radzę, Taehyung, zamknij się, bo nie wytrzymam! Nikt ci kurwa nie kazał, sam zaproponowałeś, żebym u ciebie mieszkał! Więc teraz co, będziesz mi jakieś wyrzuty robił?! Mam w dupie ciebie i to co o mnie myślisz!

- Ha, jeszcze czego, za dobrze by ci było. - odparłem wreszcie sarkastycznie, a następie podskoczyłem słysząc głośny dźwięk tłuczonego szkła koło mojej głowy. Spojrzałem sparaliżowany na JungKooka, który właśnie rzucił szklanką w szafkę za mną i nie byłem w stanie nawet mrugnąć. Po chwili już nie było go w pomieszczeniu, a po nim został tylko echo trzasku drzwi. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego co powiedziałem, z tego co on powiedział. Szczerze żałowałem, że wybuchłem, ale to wszystko gromadziło się we mnie od dłuższego czasu. Szkoda tylko, że Hyuna musiała być świadkiem tego wszystkiego. Opadłem na krzesło i schowałem ręce w dłoniach, podpierając łokcie na stole. Poczułem jak czyjaś delikatna dłoń jeździ po moich plecach, więc szybko otarłem łzy i spojrzałem na dziewczynę, która uśmiechała się pocieszająco.

- Nie martw się. Takie rzeczy się zdarzają w związkach.

- Takie rzeczy u niego są na porządku dziennym. - szepnąłem cicho.

- Widzę, że nie jest za dobrze Tae... Po co to jeszcze ciągniesz, skoro on cię tak traktuje? - spytała, a ja zamarłem. Mam go zostawić? Nie, nie, nie.

- Bo go kocham, bo może pewnego dnia to się skończy. On jest młody, może musi się wyszaleć, może potrzebuje czasu. Dorośnie, dojrzeje... Będzie dobrze. - chyba bardziej chciałem to wmówić sobie, niż jej. On się nie zmieni.

- Daj spokój, sam siebie okłamujesz. Na twoim miejscu każdy normalny kopnąłby go w dupę. Utrzymujesz go, dajesz mu dach nad głową i co masz w zamian?

- A tam od razu utrzymuje. Jego mama przysyła pieniądze.

-To nie daje mu prawda do traktowania cię jak śmiecia. Miej swoją godność Taehyung. Miłość miłością, ale wszystko ma swoje granice.

Pokręciłem jedynie przecząco głową. Nie miałem sił się z nią pokłócić, bo szczerze wiedziałem, że ma rację. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę w ciszy, a następnie dziewczyna wstała i poszła po swój płaszcz.

- Wracam do domu, oppa. Gdybyś kiedyś postanowił się od niego uwolnić, u mnie masz drzwi otwarte. JungKook to skurwiel, nie zdziwię się, jeśli cały "słodziutki, idealny Kookiś" był tylko grą, żeby cię w sobie rozkochać. Tak naprawdę to dupek. Nie zasłużył na ciebie, ani na to wszystko co mu dajesz. Jesteś za dobry, TaeTae.

- Wiem, wiem... - szepnąłem i zaśmiałem się lekko.

Wyszedłem równo z nią i postanowiłem odprowadzić ją do domu. Nie chciałem siedzieć sam i rozmyślać nad kłótnią z Kookiem. To nie miało sensu, a idealnym powodem do ucieczki było odprowadzenie jej. W jakiś dziwny sposób znalazłem się u niej w domu i siedziałem tam do wieczora rozmawiając o głupotach. Jeśli jej celem było poprawienie mi humoru, chyba się jej udało. Z uśmiechem na twarzy dotarłem do domu zupełnie nie myśląc o JungKooku. Dopiero gdy zauważyłem, że drzwi są otwarte i dotarło do mnie, że już wrócił, świat przestał być taki kolorowy. Zsunąłem buty i kurtkę, po czym udałem się do salonu, jednak nie było go tam. Kuchnia również była pusta, więc powoli i niepewnie wszedłem do naszej sypialni. Dlaczego byłem tak głupi, żeby tam iść? Nie mogłem posiedzieć dłużej u Hyuny? Widok, który zastałem sprawił, że moje serce stanęło. Kookie, mój Kookie i jakiś chłopak. Chłopak! On nie miał w zwyczaju zdradzać mnie z chłopakami! Dlatego pewnie żyłem w przekonaniu, że może ja jestem tym jedynym. Ale teraz on tam był z jakimś obcym kolesiem, nadzy, w NASZYM łóżku. Naszym, do kurwy nędzy! To jest nasze łóżko, tylko my możemy się tam kochać! Dlaczego, jak on śmiał przyprowadzić go to nas? Do naszego łóżka! Pieprzyć go w pościeli, w której później miałbym spać! Zrobiło mi się niedobrze, a w oczach natychmiast pojawiły się hektolitry łez. Byłem dla niego takim gównem, żeby pod mój dach przychodzić z jakimś pierdolonym fagasem, żeby go posuwać w naszym łóżku, w naszej pościeli? Trzasnąłem mocno drzwiami i wybiegłem z domu nawet nie zważając na to, że Jungkook zauważył moją obecność. Pewnie i tak miał to gdzieś, co go obchodzą moje uczucia?

Biegłem jak w amoku, nie zwracając uwagi na nic. Pierdolony Jungkook, pierdolony sklep, pierdolone wyjazdy, pierdolona miłość. Po chuj ktoś to wymyślał?! Po co był za mną, skoro to miało się tak skończyć?!

Obudziłem się w ramionach Hyuny, która gładziła ręką moje włosy i szeptała, że wszystko będzie dobrze. Tak bardzo działbym jej wierzyć, ale nic nie będzie dobrze. To już koniec. Jak mam dalej trwać w tym bagnie? Może jeszcze mam mu udostępnić naszą sypialnie, a samemu się przenieść do pokoju gościnnego, albo na kanapę?

- Hej, TaeTae, teraz jest ci ciężko, ale potem będzie coraz łatwiej. Zapomnisz o nim, znajdziesz sobie kogoś normalnego, miłego. Kogoś kto będzie o ciebie dbał i JungKook będzie jeszcze żałował, że pozwolił ci odejść. Mówię ci, będzie dobrze.

- Nie będzie. Nie chce nikogo nowego, normalnego, miłego. Chce Kookiego. Chce mojego małego Kooka, który rumieni się, gdy jestem zbyt blisko... Który nieudolnie próbuje gotować, żeby zrobić mi przyjemność, nawet jeśli to się kończy katastrofami kulinarnymi. Chce mojego Kooka, który leży wtulony we mnie śmiejąc się, a ja mogę bawić się jego włosami, żeby on mruczał cicho. Chce tylko jego. Kocham tego gówniarza, nie chce innego.

- Teraz tak mówisz, ale zobaczysz, będzie dobrze. Potrzebujesz czasu.
Chciałem wierzyć, że potrzebuje czasu. Chciałem wierzyć, że kiedyś przestanę go kochać i zakocham się na nowo. Że ten ktoś będzie dobry, że będzie o mnie dbał i nigdy nie potraktuje mnie jak JungKook.  

_________________________
Tak, wiem, że jest krótki. Trudno mi było go w ogóle napisać, ale jest. Lepiej tyle, niż wcale. Kolejny rozdział wkrótce! 

sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 16 - What's Your name?

Taehyung:

Usłyszałem trzask drzwi i automatycznie lekko się spiąłem. Jedyna myśl, która chodziła mi po głowie to "znowu się zaczyna". Jego zimne, silne ręce oplotły mnie w pasie i energicznie pociągnęły trochę w tył. Nasze ciała zderzyły się, a on zanurzył nos w zagłębieniu mojej szyi. Śmierdział alkoholem. Zawsze nienawidziłem, gdy pił. Zawsze powtarzałem mu, że ma przestać, ale on ignorował mnie coraz bardziej. Teraz miał mnie już za nic i nawet gdybym wykrzyczał mu w twarz, jak bardzo się go brzydzę, spotkało by się to z falą śmiechu, ociekającego sarkazmem i kolejnym atakiem jego obojętności. Zapewne tego wieczora nikogo nie upolował i zamierza odkuć to sobie na mnie. Znam ten schemat aż do granic możliwości. Każdy jego ruch, każde słowo. To jest jak płyta odtwarza w kółko, jego gorący oddech, otulający moje ucho. Dlaczego nienawidzę tego, za co kiedyś oddałbym wszystko? Jak bardzo rutyna niszczy związek? W którym momencie "nas" zgubiliśmy szczęście?

- JungKook, źle się dziś czuje. - wyszeptałem. Bałem się jego reakcji, jednak teraz bardziej niż kiedykolwiek nie chciałem jego dotyku. 

- Ty zawsze się źle czujesz. - odparł beznamiętnie. Czy w jego głosie choć na moment mogłaby zagościć miłość lub troska? Nie słyszałem nic takiego od tak dawna... 

- Proszę, nie dziś.

Odepchnął mnie lekko od siebie, ale moje kruche ciałko niewiele potrzebowało. Uderzyłem delikatnie o kuchenną szafkę i wystający blat. Obaj wiedzieliśmy, że nawet odrobina jego siły byłaby w stanie wyrządzić mi krzywdę. Dlatego za każdym razem bałem się, gdy był zły, ale on jeszcze nigdy nie podniósł na mnie ręki. Może dlatego łudziłem się, że gdzieś tam, na dnie jego serca, istnieje jeszcze jakieś uczucie względem mnie. Nadzieja matką głupich. Czułem, że ta wielka miłość już dawno od nas uciekła. Spojrzałem na niego i zdałem sobie sprawę, jak bardzo zmienił się przez ostatnie miesiące. Z tego małego, roześmianego dzieciaka nie pozostało nic. Przede mną stał dobrze zbudowany, z kamienną twarzą i aroganckim spojrzeniem mężczyzna. Chyba tylko jego włosy pozostały w tym uroczym nieładzie. Czemu się tak zmienił? Zrobiłem coś źle? Może to moja wina... 

- Przepraszam. - szepnąłem. 

W tym momencie stało się coś, czego się nie spodziewałem. Jakby ktoś zatrzymał tą starą, startą płytę i zastąpił ją inną, choć niewiele lepszą. Po prostu zmierzył mnie od stóp aż po czubek głowy i z grymasem na twarzy wyszedł z kuchni. Gdzieś trzasnęły drzwi, zapewne udał się do sypialni. Naprawdę nie zamierza nic robić? Zwykł nie dawać za wygraną. Lubi postawić na swoim. Odsapnąłem, ta noc będzie spokojna, dzięki Bogu. Nie zniósł bym tego wszystkiego po raz kolejny. Sufit naszej sypialni, ani ściany, nie były już w stanie odwrócić moje uwagi od tego co robił z moim ciałem, mimo mojego szczerego braku chęci, o którym wiedział. 

Rano obudził mnie dźwięk skrzypiącej podłogi. Spojrzałem zaspany w stronę okna. Właśnie do obrzydzenia znałem uczucie znudzonych sobą małżonków, po dwudziestu wspólnie spędzonych lata, a przecież nie mieliśmy nawet jednej rocznicy. Co jest z nami nie tak? Dlaczego po prostu nie mogliśmy być szczęśliwi? Nie zasłużyliśmy na głupie "i żyli długo i szczęśliwie"? Zwlokłem się z łóżka i doczłapałem do kuchni. JungKook zaparzał herbatę.

- Zrobisz też dla mnie? - spytałem cicho, ale on zachował się jakby tego nie słyszał. Cóż, czy nie powinienem się już przyzwyczaić? Może, ale to wciąż bolało, gdy traktował mnie jak piąte koło u wozu. Zapewne lepiej by mu było, gdyby mnie nie było. Skoro tak, czemu wciąż to ciągnie? Ach, tak jest mu wygodnie. Ma gdzie mieszkać i kogo posuwać, gdy nikt inny nie jest chętny. Stanąłem obok niego z zamiarem zrobienia sobie herbaty, gdy chłopak odwrócił się i jego ręka z pustym talerzem uderzyła o mnie. Głośny dźwięk tłuczonego szkła. Odruchowo podskoczyłem i spojrzałem na niego. Znów wściekły, ostatnio sam mój widok nie był dla niego miły, a co dopiero gdy stawałem mu na drodze. 

- Boże, Taehyung, do cholery jasnej! Czy naprawdę jesteś tak tępy, czy tylko udajesz? Fajtłapa. - wrzasnął, na koniec klnąc cicho pod nosem. - Zbieraj to teraz!

Zadrżałem, nie lubiłem jego podniesionego głosu. Nie lubiłem tonu, którego używał, gdy się do mnie zwracał. Zupełnie jakbym był śmieciem, który nigdy nie będzie miał dla niego większego znaczenia. Jakby całe moje życie było błędem, a on musiał przez ten błąd cierpieć. Co takiego mu zrobiłem? 
Schyliłem się powoli i zacząłem zbierać kawałki szkła. Arogancko kopnął w moją stronę jedną z części resztek talerza. Musiał mnie poniżać przy każdej możliwej okazji. Nie odpuścił by sobie takiej zabawy. Poczułem jak palec zaczyna mnie lekko szczypać, ale szczerze to nie miało znaczenia. Mógłbym przez przypadek uciąć sobie całą rękę, ale on tylko wyśmiałby mnie i stwierdził, że do niczego się nie nadaje. Wrzuciłem wszystko do kosza na śmieci i zacząłem szukać w szafce plastrów. Czułem na sobie jego wzrok, a po chwili stał koło mnie. Jego ręka zagłębiła się w szafce i po chwili wyciągnął pudełko z plastrami. 

- Dzięki. 

- Nie umiesz nawet posprzątać, żeby sobie nic nie zrobić, kretynie? - odparł lekko poirytowany.

Nie odpowiedziałem, jedynie wziąłem od niego pudełko.

- Zrób śniadanie - oznajmił, gdy skończyłem opatrywać palec.

- Dupek. - szepnąłem, ale on stał koło mnie, więc słyszał aż za dobrze. Spojrzałem na niego i już chciałem zmrużyć oczy i odsunąć twarz. Wyglądał jakby zaraz chciał mi przywalić, jednak z całych sił się powstrzymywał. Z nerwów jego szczęka zaczęła lekko chodzić, a oczy wpatrywały we mnie, jakby próbował mnie zabić wzrokiem. 

- Masz coś jeszcze do powiedzenia? - odparł akcentując każde słowo. Jego głos ociekał nienawiścią i ironią. Pokręciłem głową na boki i speszony podszedłem do lodówki. Nie miałem tu zbyt wiele do powiedzenia. On po prostu mówił "zrób śniadanie", a ja nie chciałem znów kłótni. On tylko czekał, żeby noga mi się poślizgnęła dając mu powody, aby się na mnie wyżyć. Nie miałem już sił tego słuchać. Chciałbym, żeby choć raz w tygodniu usiadł ze mną na kanapie, oglądając jakiś serial. Żebym mógł się do niego wtedy przytulić, a on szepnąłby ciche "kocham cię", nic więcej. Chociaż raz na jakiś czas. Mój telefon, ładujący się teraz w kuchni, zaczął wibrować. Podszedłem do niego powoli i odebrałem. Przez chwilę rozbrzmiewał w słuchawce cichy śmiech, a później lekkie posapywanie.

- Hej, Tae. Razem z Sugą i Jinem idziemy dziś wieczorem do baru. Może się przyłączysz? Dawno się nie spotykaliśmy, niedługo zapomnimy jak wyglądasz.

Ja, tylko ja, nawet nie wspomnieli o JungKooku. Oni wiedzą jak się zmienił. Wiedzą, że nam się nie układa. Na szczęście nie wiedzą jak mnie traktuje. Nie wiedzą i nie dowiedzą się. Spojrzałem na JungKooka. Jego wzrok wręcz krzyczał, że mam odmówić. Czyżby planował coś na dzisiejszy wieczór, czy po prostu nie chce bym i ja dobrze się bawił? To nie ma i tak znaczenia.

- Nie, wiesz, Jimin. Nie czuje się najlepiej. Może innym razem.

- Och, naprawdę wolisz siedzieć z tym skurwysynem? Tae, widzimy co się dzieje. Nawet ktoś taki jak ty musi mieć go już dość.

- Jest dobrze. Zresztą, nieważne. Jeśli to wszystko, to wrócę do robienia śniadania. 

Odburknął coś i rozłączył się. Od jakiegoś czasu nie przepadali za JungKookiem. A ja starałem się uciekać do nich kiedy tylko Kookiego nie było, ale... To tylko wyprowadzało go z równowagi. Nie chciałem denerwować go jeszcze bardziej. Suga i Jin byli idealni. Nie kłócili się, nie sprzeczali. Kochali się ponad wszystko i byli najpiękniejszą parą jaką widziałem. Jeszcze nigdy przy nikim Suga nie zmieniał się do tego stopnia. Wciąż był pewny siebie i arogancki, ale gdy w pobliżu pojawiał się Jin nagle był najromantyczniejszą osobą, jaką znałem i obchodził się z tym chłopakiem jak z dzieckiem. Jakby był jego księciem, jego oczkiem w głowie. Tak bardzo im tego zazdrościłem... Robiłem dla JungKooka wszystko, spełniałem każdą zachciankę. Ale z dnia na dzień i tak było coraz gorzej. Teraz w ogóle go nie poznawałem. Zacisnąłem mocno pięści czując jak łzy napływają mi do oczu. Nie mam sił już płakać. Nie mam sił pokazywać mu swoich słabości. Nie mam sił znów słuchać jak bardzo żałosny jestem. Bo wciąż kocham tego dupka. Bo wciąż będę zaciskał oczy i udawał, że nic się nie dzieje, byle tylko był obok. Bo może pewnego dnia przejrzy na oczy i powie choć krótkie "kocham cię". Nic więcej, to uszczęśliwiłoby mnie na następne pół roku. 

~

Skacząc z kanału na kanał usłyszałem trzaskanie drzwi. Nienawidzę tego, a on dobrze o tym wie. Mówiłem mu już tyle razy, "zamykaj je spokojnie". Wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę sypialni. Nie chciałem znów widzieć go w takim stanie. Ważne, że wrócił i to o własnych siłach. Sam, jeszcze brakowałoby tego, aby był tak bezczelny i przyprowadzał tu swoje dziwki. Chciałem udać się do sypialni, ale zatrzymał mnie mocno chwytając mój nadgarstek i ciągnąć w swoją stronę. Nie zdążyłem nic zrobić, ani zauważyć, bo on natychmiast wpił się w moje usta. Śmierdział alkoholem i perfumami, damskimi. Mimo to wtulając się w jego ramiona i czując jak jego wargi masują natarczywie moje, odpłynąłem. Usilnie próbowałem się doszukać w tym pocałunku odrobiny uczuć. Z czasem nie wiedziałem już czy naprawdę on coś czuje, czy to tylko ja to sobie wmawiam. Mimo to wspiąłem się na palcach i pogłębiłem pocałunek, wplątując palce w jego bujne włosy. Powoli, jak w amoku dotarliśmy do sypialni. Wiedziałem, że chodzi mu tylko o to, ale tym razem obrał dobrą drogę. Z jego dłońmi jeżdżącymi pod bluzką po moich plechach, i pełnymi wargami namiętnie masującymi moje, nie mogłem powiedzieć "nie". Nawet gdy tego nie chciałem. Energicznie rzucił mnie na łóżko, które lekko pode mną zaskrzypiało. Jego usta wędrowały po mojej szyi, a ja mruczałem cicho uświadamiając sobie jak to będzie wyglądać za chwilę, lub jutro rano. 

- JungKook... Przestań. 

- Znowu zaczynasz. - zawarczał wściekle, mocnym ruchem ściągając ze mnie koszulkę, by po chwili zrobić to samo ze sobą. 

- Po prostu nie chcę.

- Tae, przestań narzekać, bo w końcu i tak wyginasz się pode mną z zachwytu. Więc nie wiem po co te pierdolone gierki i "nie mam ochoty". - odparł sarkastycznie. 

Moje spodnie opadły na podłogę. Chciał mnie pocałować, ale odwróciłem głowę i odepchnąłem go lekko, kładąc ręce na jego klatce piersiowej. Nie spodobało mu się to. Wstał, myślałem, że wyjdzie rzucając we mnie wyzwiskami, ale on jedynie rozebrał się i zsunął ze mnie ostatnią część bokserek. Jego dłonie mocno złapały moje biodra. Palce wbijały się trochę za mocno, może jutro będę miał siniaki. Zacisnąłem powieki, gdy bez oporów rozłożył moje nogi i lekko uniósł mnie ku górze. Nie spodziewałem się specjalnych czułości, ale gdy wszedł we mnie energicznie, to odruchowo wygiąłem plecy w łuk, wypuszczając w ust cichy krzyk. W kącikach moich oczu pojawiły się łzy, które powoli spłynęły na błękitną pościel. Poruszał się szybko, a nasze biodra uderzały o siebie z całych sił. Nie mogąc już bardziej zacisnąć dłoni na pościeli, przechyliłem głowę w bok, po raz tysięczny studiując naszą ścianę. Jest bardzo ciekawa, gdy śmierdzący piwem Harry zasysa skórę mojej szyi, zapewne chcąc mnie naznaczyć, aby każdy wiedział, że należę tylko do niego. Czuję jak jego ręka szarpie mocno moje włosy i po prostu muszę na niego spojrzeć. Ale nasze oczy nie zdążyły nawet skierować się w swoją stronę, bo automatycznie je przymknąłem czując, jak znów zaczyna mnie namiętnie całować. Jego język dokładnie studiuję moją jamę ustną, choć za nią już na pamięć. Już nawet nie staram się walczyć z nim o dominację. Jest silniejszy, a ja po prostu leżę pod nim poddając się każdej jego zachciance. Nie ma ich wiele. Większość erotycznych fantazji realizuje ze swoimi dziwkami, które notorycznie posuwa w dyskotekowych kiblach. Już się z tym nawet nie kryje. Już nawet nie zaprzecza, gdy to mówię. Po prostu śmieje się, pokazując mi, że ma mnie za nic. 

- Tae, przyłożyłbyś się trochę. - sapie przyśpieszając swoje ruchy. Jego palce jeszcze bardziej zaciskają się na moich biodrach. Obchodzi go w ogóle to jak się przykładam? Zwraca w ogóle uwagę na to, że nie jestem nadmuchaną lalką? 

- Od tego masz... - staram się mówić normalnie, jakbym nawet nie zwracał uwagi na to, że właśnie mnie posuwa, ale mimowolnie jęczę, gdy celowo uderza w moją prostatę. Nie chcę dawać mu tej satysfakcji, ale nie mam innego wyjścia. Po chwili dopiero dokańczam - Te twoje dziwki.

Odsapuje tylko i patrzy na mnie tym swoim wzrokiem przepełnionym nienawiścią. Przynajmniej w takim momencie mógłby chociaż udawać, że mu troszeczkę zależy. Ale po co... Po co się starać, prawda JungKook? I tak głupi, mały, nic nie warty TaeTae ci ulegnie i nie powie nawet słowa. 
Czuje jak coś ciepłego wylewa się na moje pośladki i drżę lekko. Dlaczego to jasnej cholery, on wciąż tak na mnie działa? Po chwili opada obok mnie cicho posapując ze zmęczenia. Nie mam sił na nic. Nawet nie chcę go teraz widzieć, więc jedynie odwracam się na bok i zakrywając się dokładnie kołdrą, myślę jak bardzo żałosny jestem w tym momencie. Pozwoliłem się osiodłać, co więcej... Pozwoliłem zrobić z siebie jego własną dziwkę. Dlaczego nie jestem w stanie nic z tym zrobić? Upadłem tak nisko, że pozwolę traktować się jak śmiecia, żeby tylko był obok?

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 15 - What's Your name?

Kolejny rozdział z wątkiem o Sudze i Jinie, troszkę później niż planowałam, ale to z powodu braku czasu. Teraz postaram się dodawać regularnie. Przy tym wspomnę, że zbliżamy się do końca tego ff. 
Jak zawszę proszę o komentarze. ~

Jin:

Przekręciłem się na bok i poczułem jak coś krępuje moje ruchy. W pewnym momencie przestraszyłem się, ale do moich nozdrzy doleciał dość mocny, intensywny zapach, który znałem. Uchyliłem lekko jedno oko i zamarłem. Czy naprawdę właśnie leżałem w ramionach Sugi? Poważnie? Zerknąłem dla upewnienia pod kołdrę , mieliśmy na sobie bieliznę, więc nie doszło do niczego więcej. Odsapnąłem z ulgą. Dopiero co się pogodziliśmy, nie mogłem dopuścić by znów to zepsuć. Nie chciałem znów być daleko od niego. Nie przeżyłbym tego 
w momencie, gdy już było tak dobrze. Spojrzałem na wciąż śpiącego chłopaka, który teraz pochrapywał cicho. To było naprawdę urocze i natychmiast przypomniał mi się wczorajszy wieczór. Gdy tańczyliśmy na środku ulicy, jakby nigdy nic. To był najwspanialszy taniec, lepszy od wszystkich poprzednich. Później jakby nigdy nic wróciliśmy do naszego byłego -wspólnego mieszkania, śmiejąc się i nie myśląc o niczym. Po prostu byliśmy szczęśliwi, bez względu na wszystko. Nie było żadnych podtekstów, zachowywaliśmy się po przyjacielsku. Może trochę bliżej, ale wciąż nie jak para, albo zakochani. Zarumieniłem się, miło byłoby zachowywać się jak dwójka zakochanych nastolatków, tylko ja i Suga, i cały świat daleko za nami. Odchrząknąłem, a on poruszył się obok mnie, trochę mocniej zaciskając swoje ręce wokół mnie. Spojrzałem na niego, a on powoli otworzył oczy i wyglądał na lekko zaskoczonego. Nie, on wyglądał na bardzo zaskoczonego, a moje serce stanęło. A jeśli znowu coś popsułem? Jeśli uwierzy, że znów się przespaliśmy, jeśli znów nie będzie chciał ze mną rozmawiać?
W tym momencie chciałem stamtąd wybiec, uciec daleko. Żeby tylko on znów nie krzyczał, żeby nie wyzywał tak jak ostatnim razem. Nie chciałem znów słyszeć tej wiązanki w moim kierunku, która padła już raz z jego ust. Patrzył na mnie przez moment zszokowany, po czym po prostu zmrużył oczy i jego głowa znów opadła na poduszkę. Czekałem aż zacznie krzyczeć. Czekałem, aż zacznie mnie wyzywać, ale on po prostu leżał 
z zamkniętymi oczami, myśląc nie wiadomo o czym i nawet nie poluzował uścisku.

- Dzień dobry. - szepnąłem niepewnie, nie wiedząc czy aby na pewno powinienem się odzywać. 

- Która godzina? - spytał w odpowiedzi, jakby nigdy nic. Spojrzałem na zegarek.

- Dziewiąta. 

Mruknął i spojrzał na mnie znów. Przechodziły mnie ciarki, gdy jego czekoladowe oczy błądziły po niezakrytych częściach mojego ciała. Trochę jakby mnie mierzył, choć bardziej wyglądało to na zwyczajne sprawdzanie w jakim stanie jest moje ciało. Po chwili zerwał się 
z łóżka i powolnym krokiem zaczął zmierzać ku drzwiom. 

- Dokąd idziesz? - bałem się, zadając to pytanie. Nie chciałem się narzucać, ani nic, ale bałem się, że jest zły. 

- Zrobić śniadanie, chudzielcu. Masz pięć minut, a potem widzę cię w kuchni. - odparł najzwyczajniej w świecie i znikł za drzwiami. Nie mogłem się nie uśmiechnąć. Wreszcie się dogadaliśmy i nawet dostanę śniadanie. Może nie do łóżka, ale dostanę. Wstałem czym prędzej i zdałem sobie sprawę z tego, że nie ma tu już moich ciuchów. Wsunąłem na siebie spodnie i stałem tak na środku pokoju nie wiedząc co zrobić. Nie mogę tak po prostu wziąć jego koszulki, a moja jest naprawdę, naprawdę nieświeża. Wczoraj byłem tak zestresowany, że pociłem się jak nigdy. W samych spodniach udałem się do kuchni, gdzie Suga zaparzał właśnie kawę. Usiadłem po cichu na moim starym miejscu i obserwowałem, jak  podsuwa mi pod nos talerz zapełniony jedzeniem. 

- Masz to zjeść, albo masz przejebane. Wszystko ma zniknąć. - oznajmił poważnym tonem 
i wyszedł z kuchni. Odsapnąłem ciężko, bo nigdy nie dam rady zjeść aż tyle. Kiedyś to nie byłby problem, ale teraz mój żołądek był przepełniony po paru większych gryzach. Mimo to wciskałem w siebie kolejne, z czasem czując jak aż zaczyna mi się cofać. Byłem przepełniony
i na sam widok jedzenia robiło mi się niedobrze. Ale Suga wścieknie się, jeśli tego nie zjem. Dlatego wcisnąłem kolejny kawałek do ust i z trudem wszystko przełknąłem. Z obrzydzeniem obracałem ostatniego tosta w ręku, gdy coś zasłoniło mi widok, opadając na moją głowę. Chwyciłem kawałek materiału i spojrzałem pytająco na chłopaka, który stał teraz koło mnie. 


- To coś ludzie nazywają bluzką. Masz ją założyć, żeby nie było ci zimno. Każdy ziemianin tak robi. - oznajmił, a ja zaśmiałem się cicho, bo jego ton był zupełnie poważny. Po chwili przypomniałem sobie o kawałku jedzenia, który trzymałem w drugiej dłoni i znów spojrzałem na niego, tym razem ze skruchą.

- Już nie mogę. - wybełkotałem, a on jedynie zmierzył tosta i nawet nie zauważyłem kiedy, jego usta porwały go z mojej ręki. 

- Ubieraj się, zaraz wychodzimy. - poinformował mnie po chwili, gdy już zjadł resztkę mojego śniadania. Spojrzałem na niego pytająco.

- Dokąd?

- Do Jimina.

 - Po co?

- Po twoje rzeczy, maluszku. Nie możesz do końca życia chodzić w moich koszulkach i jednej parze spodni. - zaśmiał się i duszkiem wypił swoją kawę, która zdążyła właśnie wystygnąć. 

Suga:

Jimin zmierzył nas od stóp do głów i posłał nam lekko niezrozumiałe spojrzenie. Poinformowałem Jina, aby poszedł się spakować, a ja poczekam tu na niego. Chłopak zniknął gdzieś za drzwiami pokoju, a ja oparłem się powoli o stół.

- Jesteście razem? - wypalił posyłając mi rozbawiony uśmiech.

- Co? Nie, oczywiście, że nie, o czym ty w ogóle mówisz. Po prostu się pogodziliśmy, tyle.

- Wparowaliście tu przed południem, uśmiechnięci od ucha do ucha, oblepieni. Jin w twojej koszulce, ty szczęśliwszy niż kiedykolwiek, informując mnie, że on  do ciebie wraca. Nie wiem czy wiesz, ale z daleka wyglądacie jak para.

- Pieprzysz głupoty, bo pewnie wciąż jesteś pijany. Nie wiem co masz na myśli. Jesteśmy po prostu szczęśliwi, że znów między nami jest normalnie. A maluszek ma moją koszulkę, bo jego była brudna. To chyba zupełnie normalne, ty zrobiłbyś tak samo i nie byliśmy oblepieni.
Po prostu wygodnie mi było trzymać go... no... w pasie.


- Winny się tłumaczy, Suga. Poza tym maluszek? - wybuchł śmiechem powtarzając moje słowa.

- Co jest w tym śmiesznego? Nazywałem go tak już wcześniej. Przestań wymyślać. 

- To ty wymyślasz, ale niech ci będzie. Skoro tak uparcie bronisz się prze faktem, jak bardzo twój wzrok lubi spoczywać na jego tyłku. - zażartował, a ja lekko uderzyłem go w ramię.

- Nie patrzę mu na dupę! To jest, prawdziwe, głębokie. 

- Głębokie? - znów się zaśmiał, a ja oblałem się rumieńcem, mały zboczeniec. 

- Tylko jedno ci w głowie! Miałem na myśli uczucie.

Przytaknął i uważnie się we mnie wpatrzył. Jego wzrok wiercił mi dziurę w brzuchu, 
a arogancki uśmiech sprawiał, że zabijałem go w myślach. 

- Co?! Zakochałeś się, że tak mnie obserwujesz?- wybuchłem wreszcie. Naprawdę mnie już denerwował. Co on sobie w ogóle myśli?

- Nie, po prostu cieszy mnie, że dojrzałeś. 

- Idiota z ciebie i tyle. 

Zapewne miał ochotę coś odpowiedzieć, ale w pomieszczeniu znalazł się uśmiechnięty Jin. Jeśli wyglądam tak samo głupio jak on, to nie dziwi mnie w sumie reakcja Jimina. Zabrałem od niego torbę upierając się, że dla niego jest zbyt ciężka. Była, jego kruche ciałko uginało się pod jej ciężarem, a ja po prostu nie mogłem na to patrzeć. Jimin był w stanie jedynie posyłać mi stertę dwuznacznych uśmiechów, gdy zmierzaliśmy do drzwi. Nie byłem z nim, to była prawda. Nie patrzyłem się mu nigdy na tyłek, to też prawda. Naprawdę Jin był dla mnie kimś specjalnym i nie umiem tego opisać. Nie umiałem myśleć o nim na tle seksualnym, nie umiałem jednak po prostu traktować go jak przyjaciela. Był jak mały aniołek, którego w jakiś sposób chciałem mieć zawsze obok, a z drugiej strony specjalnie nie dopuszczałem zbyt blisko, by przez przypadek nie połamać mu skrzydeł. Znam siebie, wiem jak nisko mogę go pociągnąć za sobą. Na dnie nie ma dla niego miejsca, więc w pewien sposób wolę czasem robić kroczek w tył. Choć później i tak wiem, że nie będę w stanie nie zrobić dwóch kroków
w przód, aby znów opleść go ramieniem i wdychać lekki zapach nieba. Trzask drzwi 

i uważnie wpatrujący się we mnie jego wzrok. Przekręciłem głowę w jego stronę i posłałem mu delikatny uśmiech. Nawet nie wiem kiedy moja ręka spoczęła na jego policzku, a moje usta delikatnie napierały na niego. Subtelny taniec, w którym złączyły się nasze języki sprawił, że mimowolnie zamruczałem. Dlaczego przy nim staję się taki bezbronny? Dlaczego jego delikatna osóbka działa na mnie jak lek na ból głowy? Jego dłonie, wplecione w moje włosy, otumaniły mnie i sprawiły, że wszystkie zmysły szalały. Straciłem poczucie czasu, 
a nawet poczucie własnej wartości. Po prostu jego wargi delikatnie masowały moje, a język ocierał się o mój i w tej chwili to było jedyne co zaprzątało mój umysł. By każdy pocałunek był lepszy od poprzedniego. Mruczał głośniej ode mnie uświadamiając mnie 
w przekonaniu, że to co robię wychodzi mi. Odsunąłem się niechętnie czując, jak zapiera mi dech w piersiach i już długo nie wytrzymam. Spoglądając na niego przelotnie, odpaliłem silnik. Jechaliśmy w ciszy, którą przerywało jedynie cicho nucenie czegoś przez chłopaka. 
Po dojechaniu do domu Jin udał się do swojego starego pokoju, aby rozpakować swoje rzeczy. W tym czasie wstawiłem wodę na kawę i przypomniała mi się jedna ważna rzecz. Bandaż na jego ręce. Na początku uważałem to za coś błahego, ale zaczęło do mnie docierać, że żadne wyjaśnienie nie jest dość wiarygodne. Wbił mu się kawałek szkła, ale po co od razu bandaż? Wystarczyłby plaster. A jeśli to coś naprawdę poważnego powinien pójść do szpitala, natomiast ja nie wiem o niczym takim. Pierwszym o kim pomyślałem był Jimin. Że też wcześniej o tym nie pomyślałem i nie zapytałem, gdy byliśmy u niego.

- Słucham cię, mój mały zakochańcu. - jego głos był nieźle rozbawiony. Gdybym mógł, przyłożyłbym mu. 

- Spierdalaj, Jimin. Nie mam czasu ani ochoty na twoje żarty.

- No, no, no. Tylko mi nie mów, że już się pożarliście.

- Co zrobił sobie w rękę?

- W rękę? O czym ty mówisz?

- Mówię o bandażu na jego nadgarstku. Co to?

- Och, to... No wiesz, to nie jest raczej rozmowa na telefon.

- Jimin, nie przyjadę do ciebie znowu, mów teraz.

- No... Wiesz, przez pewien czas Jin miał skłonności do... samookaleczania się.

- Samo... Ciął się?

- Tak, to był główny objaw. Ostatnimi czasy jest już lepiej, więc nie kazałem mu iść do jakiegoś psychiatry, ani nic. Więc nie zmuszaj go do tego jeśli nie zauważysz żadnych nowych blizn. 

- Dlaczego mi nie powiedziałeś?

- A dlaczego miałem?
"Hej, Suga, twój kumpel wpadł w depresję, samookalecza się, nie je, nie pije, wpada w anoreksję bądź bulimie, poza tym myślę, że ma jakąś chorobę psychiczną. Ale nie martw się, bo jak wrócisz nic mu nie będzie." Serio chciałeś to usłyszeć?


- Wolałbym wiedzieć. Z resztą... -  przerwałem. Jin wszedł powoli do kuchni i posłał mi pytające spojrzenie. Nie chciałem by wiedział, że wypytuję o niego Jimina. To byłoby głupie. - Muszę kończyć, spotkamy się jakoś niedługo, jutro w szkole. Podjechać po ciebie, czy ty podjedziesz, czy jak?

- Podjadę, po drodze zgarnę jeszcze Kookiego, o ile TaeTae nie będzie się bawił 
w kochającego chłopaka i sam go nie zabierze do szkoły. - zaśmiał się. No tak, TaeTae szaleje na punkcie chłopaka, więc nie zdziwi mnie jeśli specjalnie wstanie wcześniej tylko po to, żeby zawieść go do szkoły. Naprawdę, oni są słodcy aż do obrzydzenia. 

- Mhm, no tak. To na razie.

Nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłem się i zauważyłem, że Jin siedzi w salonie, szukając czegoś w telewizji. Usiadłem obok niego, uprzednio zalewając kawę. Wciąż moją uwagę przykuwał bandaż na jego ręce. Rzucał mi się w oczy i nie dawał o sobie zapomnieć.
W pewnym momencie jakoś tak samoistnie chwyciłem jego rękę i zacząłem odwiązywać bandaż. Chłopak spojrzał na mnie zmieszany i próbował zabrać swoją rękę, ale nie pozwoliłem mu na to. 


- Suga, daj spokój. To nic, naprawdę, zostaw to, Suga. - upierał się, ale mimo to wreszcie rozwinąłem bandaż do końca. Moim oczom ukazał się rząd nierównych kresek. Niektóre były widocznie stare, a inne zupełnie świeże, jakby robione tuż przed imprezą. Naprawdę, gdybym chciał je policzyć byłoby ciężko, bo zaczęły wręcz nachodzić na siebie. Spuścił głowę i uciekł gdzieś wzrokiem. Powoli, drżącą dłonią przejechałem po paru ranach. Teraz cała jego osoba wydawała mi się jeszcze bardziej delikatna i krucha. Tak niewiele potrzebne byłoby powoli go niszczyć. Uniosłem lekko jego rękę, jednocześnie nachylając się i zacząłem składać lekkie, subtelne pocałunki na rzędzie ran. Przymknąłem oczy i czułem, jak Jin drży lekko pod moim dotykiem. Po paru minutach spojrzał na mnie, a ja uniosłem głowę i nie wiedziałem jak mam go przeprosić za tą całą krzywdę, którą wyrządziłem własną głupotą.

- Mam ochotę strzelić ci przez łeb, maluszku. Nie chce widzieć tego bandaża już nigdy więcej, jasne? - przytaknął ruchem głowy, więc powoli przysunąłem twarz do jego policzka
i ucałowałem do delikatnie. Następnie moje usta zjechały na linię jego szczęki i podążały ku jego ustom. Aż wreszcie dotarłem do celu, do mojej ziemi obiecanej. 



sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 14 - What's Your name?

Taehyung:

Zjechałem z pocałunkami na jego szyję i usłyszałem jak wydaje z siebie cichy pomruk. Mimo to nie drgnął, wciąż siedząc obok mnie na kanapie. Kosmyki jego włosów lekko łaskotały moją twarz, ale było to miłe uczucie. Wreszcie mogłem trzymać go w swoich ramionach i po prostu obdarowywać pocałunkami, nikt i nic nie mogło tego popsuć. Wplotłem palce lewej ręki w jego włosy i lekko przesunąłem go jednocześnie sprawiając, by się położył. Teraz spokojnie mogłem nad nim górować i pieścić każdy element jego ciała. To było tak piękne, że nie umiem nawet opisać tego słowami. Wreszcie ten mały, cichy chłopak ze sklepu był mój. Wsunąłem jedną rękę pod jego sweter i delikatnie jeździłem opuszkami palców po jego rozgrzanej skórze. Zadrżał jednocześnie cicho chichocząc, a ja kontynuowałem molestowanie jego szyi i dekoltu. Gdy byłem już niemal pewny tego co robię, zjechałem dłonią w dół i zacząłem powoli rozpinać jego spodnie, jednak wtedy spotkałem się z lekką niezgodą Kookiego. Poczułem, że mu to nie odpowiada, więc puściłem go i podniosłem się do pozycji siedzącej obserwując dokładnie jego twarz. Obrócił głowę w bok, uciekając wzrokiem nie wiadomo gdzie. Spojrzałem na niego pytająco, bo jeszcze przed chwilą wszystko mu się podobało. Nie powiem, w tym momencie przez moją głowę przebiegły setki obaw. Może zbyt się spieszyłem, może on nie chciał tego. Może po prostu nie miał ochoty, albo problem leżał gdzieś indziej.

- Co się stało? - spytałem cicho i już miałem ochotę uciec z pokoju. Nie rozumiałem tego 
i strasznie się bałem, że zrobiłem coś złego.

- Nic, po prostu... To za szybko... - wyszeptał niepewnie.

- Ale przecież już to robiliśmy, więc o co chodzi?

- To... Po prostu za szybko.

Ta rozmowa mu nie odpowiadała. Usiadłem bokiem do niego i spojrzałem w telewizor nie naciskając na niego już bardziej. On jednak nie ruszył się nawet o milimetr.

- Byłem pijany. - szepnął sprawiając, że na niego spojrzałem. - Nawet tego nie pamiętam, ja po prostu... Nie jestem jeszcze gotowy.

- Boisz się? -znałem odpowiedź. Jego głos wręcz drżał ze strachu. Przytaknął głową.- Nie zrobię ci nic złego. -zapewniłem go. 

-Wiem, nie o to się boje. 

-Więc o co?

Wzruszył ramionami i spojrzał na mnie tą miną, której nie umiałem odmówić. Był taki smutny i każdy milimetr jego twarzy przepraszał, więc jedynie rozchyliłem ramiona, by mógł w nie po chwili wpaść. Podobał mi się nasz kontakt, a jeśli potrzebował czasu, to nie mam problemu by mu go dać. Niech po prostu tu będzie i będzie mój. To w zupełności wystarczy. 

Suga:

Stałem przed drzwiami Jimina dobre dziesięć minut bojąc się zapukać. Słyszałem głośny śmiech TaeTae i ten chichot Kookiego. Na pewno świetnie się bawili. Oni, Jimin i...osoba, której nie umiałem spojrzeć w oczy. Obiecałem Jiminowi, że tu przyjdę, ale chyba po prostu stanie pod drzwiami się liczy, tak? Po prostu postoję tu jeszcze chwilę i stracę zupełnie odwagę, i wrócę do domu, a później będę przepraszał Jimina przez miesiące. Na pewno mi wybaczy. W końcu to nie jest takie łatwe. On tam jest, on tam świetnie się bawi, a ja na pewno zaraz wszystko popsuję. 

- Długo jeszcze? - podskoczyłem słysząc czyjś głos za swoimi plecami. Obróciłem się, a za mną stał Jimin z dwiema reklamówkami. Przełknąłem głośno ślinę i spojrzałem na niego pytająco. - Wiem, że stoisz tu już od co najmniej pięciu minut. Wchodzisz, czy zamierzasz stchórzyć? 

- Ja... Może to nie był taki dobry pomysł. Tylko popsuję wam zabawę. 

- Przestań pieprzyć! Jin był dziś najbardziej zdenerwowaną osobą na świecie i jedyne o czym mógł myśleć na godzinę przed przyjściem chłopaków, to to czy będzie wyglądał dobrze. Czy jego oczy nie są czerwone i podpuchnięte, skóra zbyt przejrzysta, a paznokcie zbyt poobgryzane oraz czy żebra jednak nie wystają za bardzo. A wiesz dlaczego? Bo nie chciał, by zrobiło ci się go żal. Bo nie chciał byś uznał go za żałosnego. Bo przejmuje się twoją opinią bardziej niż tym, czy nie padnie z głodu, bo zjadł dziś tylko jabłko. Choć nie jestem pewien, czy nie wyrzygał go jak to ma w zwyczaju od jakiegoś czasu. Więc przestań gadać głupoty 
i wejdź, bo pewnie teraz zamartwia się, że nie przyjdziesz. Czułem miłe ciepło, gdy pomyślałem, że Jin przejmuje się moją opinią. Choć przerażało mnie to wszystko co działo się z nim. Odetchnąłem ciężko i wytarłem zbyt spocone ręce w spodnie. Jimin podał mi jedną z reklamówek, a sam otworzył drzwi i wszedł przede mną. Gdy znalazłem się już w środku otuliło mnie ciepłe powietrze. Zdjąłem skórzaną kurtkę i odwiesiłem na wieszak, po czym chwyciłem znów reklamówkę i ruszyłem za chłopakiem do kuchni. Przesmykując się przed kawałek salonu spuściłem głowę i błagałem, by mnie nie zauważyli. Muzyka cicho grała, a chłopaki chyba w coś grali, więc nawet nie zwrócili na nas uwagi. Stanąłem obok Jimina, a on zaśmiał się cicho.

- W sumie wyszedł z tego normalny wieczór z kumplami, nie mała domówka.

- Trudno zrobić domówkę w pięć osób. Jimin, wiesz ty w ogóle co to domówka? - dociąłem mu, a on sapnął i posłał mi groźne spojrzenie.

- Zamiast bawić się w nauczyciela, idź zrobić coś ze swoim życiem.

- Moje życie jest w porządku.

-Tylko ty jesteś do dupy.

- Dokładnie.

Zamilkł, wiedziałem, że spieprzyłem. Myślał, że będę się wykłócać? Chłopak wyjął z worków paczki z chipsami i piwa, a później zaniósł to do pokoju. Ja wciąż stałem w kuchni, aż wreszcie odważyłem się stanąć w progu i gdy tylko Jimin to zauważył, klasnął w ręce zwracając na siebie uwagę wszystkich.

- Zupełnie zapomniałem! - zawołał - Jin już przyszedł.

Wszyscy spojrzeli w moją stronę, a ja jedynie szukałem najstarszego z chłopaków i był tam. Stał obok kanapy patrząc na mnie jakby zobaczył ducha. Jego koszulka była lekko za luźna, 
z krótkim rękawem, odkrywając jego wychodzone ręce, a spodnie przytrzymywał pasek, wystające lekko z boku koszulki. Od razu zauważyłem jego wystające obojczyki, mały opatrunek na nadgarstku, włosy roztrzepane w idealny sposób i te oczy. Tę parę oczu wiercącą mi dziurę w brzuchu. Gdy wreszcie odważyłem się spojrzeć na jego twarz, automatycznie spuścił głowę i usiadł spokojnie obok , który zachęcił mnie ruchem ręki. Podszedłem do nich i stanąłem za kanapą zauważając, że Kookie znów uruchamia Fifę 
i zaczyna obstawiać ile goli strzeli drużynie Taehyunga. Oparłem dłonie o oparcie, ale nie mogłem się powstrzymać by nie przejechać ręką po jego czuprynie. Zadrżał i zacisnął dłonie. Jimin co chwilę posyłał mi znaczące spojrzenia, ale starałem się je ignorować. Po prostu obserwowałem jak co jakiś czas porusza głową i czuje się lekko nieswojo. Okrążyłem kanapę i wskazałem palcem na oparciu obok Jina. 

- Mogę tu usiąść? 

Kiwnął głową i znów wlepił wzrok w telewizor. Usiadłem obok niego, opierając się lekko i spojrzałem na profil jego twarzy. Z bliska był jeszcze bledszy, to było wręcz przerażające. Przejechałem delikatnie palcem po jego ramieniu, a on podskoczył i spojrzał na mnie pytająco, lecz gdy tylko nasze oczy się spotkały, znów spuścił wzrok. Przybliżyłem się lekko do niego, tak by tylko on słyszał mój szept. Wzdrygnął się, ale nie odsunął głowy. 

- Wszystko w porządku?

Przytaknął ruchem głowy, a ja zawiesiłem wzrok na jego nadgarstku. 

- Jak się czujesz?

- Dobrze. - przymknąłem oczy. Chyba to był taki odruch, by móc lepiej wsłuchać się w jego głos. 

Po chwili wróciłem do świata żywych.

- Co sobie zrobiłeś?

- Ja? Nic, oparzyłem się. - wyjaśnił cicho.

- Oparzenia się nie bandażuje. To tylko wszystko pogarsza, głuptasie. 

- Um...Właściwie to się przewróciłem i coś mi się wbiło...

- Och, jakieś szkło? 

- Chyba tak.

- Wyjąłeś je?

- Mhm.

- To coś poważnego?

- Nie, małe zadrapanie. 

-Więc po co bandaż?

- Krew leciała.

- Ale już nie leci?

- Nie wiem. 

Zamilkłem i jedynie pokiwałem głową. Jeśli nie chce, to nie musi mówić. Wypytam o to Jimina. Odsunąłem głowę od chłopaka i spojrzałem na naszego Vkooka, którzy teraz świetnie się bawili co chwilę dźgając się lub krzycząc coś o przegranej tego drugiego. Wstałem powoli i odpaliłem jakieś radio, które stało w kuchni. Nawet nie zauważyłem jak wieczór zaczął się rozwijać, a ja stałem z Kookiem w kuchni pijąc chyba trzecie piwo i prowadząc wywody na temat nowej fryzury któregoś z nauczycieli. Jin krzątał się gdzieś za moimi plecami, próbując otworzyć nadmuchaną powietrzem paczkę od chipsów tak, aby te nie rozsypały się po całym pomieszczeniu. Odwróciłem się odstawiając puszkę i jakby nigdy nic po prostu chwyciłem opakowanie, aby po chwili najzwyczajniej w świecie otworzyć je bez większych problemów. Pokręciłem z uśmiechem głową i podałem przedmiot Jinowi, który tylko przygryzł wewnętrzną stronę policzka. 

- Oj, Jin, Jin. Aż tak pijany jesteś? - zaśmiałem się klepiąc go po głowie. 

- Um, nie. - odparł cicho i wsypał zawartość torebki do dużej miski. Kątem oka zauważyłem jak Kook ulatnia się z pomieszczenia, prawdopodobnie wiedząc, że to najlepszy czas na naszą rozmowę. 

Spojrzałem niepewnie na Jina, który otwierał kolejną paczkę chipsów, tym razem już dużo sprawniej. Aż miałem ochotę zacząć mu bić brawo, że dał sobie radę, ale uświadomiłem sobie, że jego ręce niemiłosiernie drżą i to nie przez alkohol, który pewnie wypił. Potarłem ręką jego ramię, a ten spojrzał na mnie lekko zaskoczony. Wreszcie jakby chcąc dodać sobie w ten sposób odwagi, wziąłem jeden duży łyk piwa i spojrzałem na chłopaka.

- Jin, wiem, że spieprzyłem. Przepraszam, stary. - był lekko zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się, choć natychmiast spuścił głowę, bym nie widział tego rumieńca na jego policzkach.

- To nic takiego, serio. Po prostu... Ja też przepraszam. 

- Czyli, wracamy do normy? Normalnie aż mi ciebie brakowało. - zaśmiałem się, a on zaraz po mnie. Mimo to jego wzrok wciąż był wbity w czubki jego granatowych skarpetek. 

- No... Mi ciebie też.

Nie wiem właściwie dlaczego, ale po prostu złapałem jego podbródek i nakierowałem głowę do góry, tak aby patrzył mi prosto w oczy i wyszeptałem:

- Tęskniłem za tobą, mały. - po czym jakoś tak samoistnie otuliłem go ramionami. Był taki malutki, taki kruchy, delikatny. Bałem się, że jeśli zbyt go ścisnę, zrobię mu krzywdę, a nie chciałem tego. Poczułem jak odwzajemnia uścisk, zaciskając dłonie na mojej koszulce z tyłu. Gładziłem delikatnie dłonią po jego plecach i zaciągałem się jego niemal niewyczuwalnym zapachem. 

- Schudłeś. - rzuciłem, chociaż wiedziałem, że taka rozmowa powinna się odbywać na trzeźwo, a może nie powinna się odbywać w ogóle.

- Nie, może trochę.

- TaeTae mówił, że nie chciałeś jeść, ani wychodzić. 

- Nie miałem apetytu... ani humoru. 

- No tak, zacznij jeść, ok? Wyglądasz okropnie, maluszku. - Usłyszałem jego cichy chichot i wiedziałem, że to przez tego "maluszka". Zawsze lubił, gdy go tak nazywałem, choć każdy inny miałby mi to za złe. Ale on nie był "każdym innym". - Mówię poważnie, martwię się o ciebie, mały. To może się źle skończyć. Kto wie, czy już nie wpadłeś w jakąś bulimię albo anemię, bądź anoreksję. Jadłeś coś dziś w ogóle? TaeTae mówił, że tylko jabłko. Jabłka są zdrowe, ale ty rośniesz, potrzebujesz białka, tłuszczy. Jabłka są raczej jak przekąska między posiłkami. Jeśli nie będziesz jadł to to się bardzo źle skończy. Nie urośniesz już i zawsze będziesz takim maluszkiem. A później będzie coraz gorzej... Może nawet zamkną cię w jakimś ośrodku, gdzie będą cię na siłę leczyć i kazać godzinami rozmawiać z ludźmi, których nie będziesz lubił. Nie chcemy tego, prawda, maluszku?

- Nadużywasz słowa "maluszek". - odparł cicho, ale wesoło.

- Bo jesteś moim maluszkiem. - wyjaśniłem jedynie. Po chwili odsunęliśmy się od siebie, a on uśmiechnął się tak jak to robił zawsze. Brakowało mi tego uśmiechu. Chwycił miskę i posyłając mi znaczące spojrzenie, wyszedł do salonu, gdzie inni świetnie się bawili. 

Jakąś godzinę, lub półtorej później TaeTae i Kookie postanowili pobawić się w romantyczną parę. Na ich szczęście z radia leciała jakaś powolna piosenka, więc oboje wtulili się w siebie i zaczęli kołysać się delikatnie na boki w rytmie. Stałem oparty o kanapę razem z Jinem i rozmawialiśmy co jakiś czas wrzucając jakiś komentarz na temat tych dwóch zakochańców. Naprawdę cieszy mnie, że są razem. Od samego początku mieli się ku sobie. TaeTae nie zaprzyjaźnia się tak po prostu z klientami, nie zabiega o kontakt z nimi. A Kookie był po prostu słodki i wiedziałem, że na pewno podoba się Taehyungowi. Choć z początku bałem sie lekko, że młodszy jest hetero i jedynie zrani mojego przyjaciela. A on był raniony już stanowczo za często i nie chciałem by to się powtórzyło. Jednak po pewnym czasie zauważyłem ten wzrok, ten uśmiech i te wszystkie przypadkowe dotknięcia. Obaj lecieli na siebie i chyba nawet ślepy by to zauważył. To się czułe, to wręcz wisiało w powietrzu. Wiem jak wiele Kook znaczy dla TaeTae, nawet pomimo jego młodego wieku. Osoby w jego wieku nie są stabilne uczuciowo, a jeśli chodzi o ich orientację, zmiana ich często jest jedynie próbą czegoś nowego. Jednak Tae bezgranicznie zaufał JungKookowi i pozwolił mu po prostu skraść jego serce. Zauważyłem jak Jin przystaje obok mnie i wpatruje się bez słowa w tą dwójkę. Od rozmowy w kuchni wszystko wróciło do normy. Znów się śmialiśmy, wygłupialiśmy itd. Spojrzałem na niego i w pokoju nastała niezwykła cisza, którą przerywała jedynie kolejna denna piosenka. Jin spojrzał na mnie, po czym spuścił głowę 
i wyszeptał chyba najciszej, jak tylko potrafił:

- Mo... Może... Tak pomyślałem, że... Moglibyśmy zatańczyć. - wydusił wreszcie, a ja zdębiałem. Przez moment nie odzywałem się, ale gdy tylko Jimin wbił w mój bok łokieć, obudziłem się. 

- No... Moglibyśmy... Ale, no wiesz... To... Dziwne.- odpowiedziałem i znów mój bok spotkał się z Jiminem. Tak, gdyby mógł pewnie wbiłby mi tam teraz nóż, zamiast łokcia. 
- Och, no tak, jasne, spoko, to nic, nie ma sprawy, to głupi pomysł, wiem, przepraszam, zapomnijmy, tak tylko rzuciłem..

Przez moment nastała cisza, a ja jak nigdy karciłem się w myślach, bo teraz żałowałem, że odmówiłem. Co mi szkodzi jeden taniec? Jin jest moim kumplem, no to byłby taki przyjacielski przytulaniec. Nic wielkiego, to nie jest prośba o rękę. To zwykły taniec, wiele razy tańczyliśmy na żarty, przytulaliśmy się, to nic wielkiego. 

- Albo zatańczmy. - powiedziałem po chwili i złapałem Jina za rękę pociągając obok naszej zakochanej pary. Chłopak natychmiast przysunął się do mnie i oparł obie ręce na moich ramionach, podczas gdy moje spoczęły na jego plecach. Poczułem jak jego ręce łapią moje i nakierowują na jego pas, gdzie delikatnie instruują mnie jak mam go opleść. Mimo to po chwili moje dłonie wróciły na swoje miejsce na górnej części jego pleców. Taka akcja powtórzyła się może jeszcze z dwa razy, aż wreszcie poczułem jak Jin odsuwa się ode mnie i odchodzi szepcząc:

-To nie ma sensu.

Nawet nie zdążyłem nic zrobić. Gdy rzuciłem ciche "maluszku, stój" jego już nie było w mieszkaniu. Wyszedł zamierając jedynie swój płaszcz i nasuwając jakieś stare tenisówki. Stałem więc w bezruchu nie wiedząc co zrobić. Po prostu patrzyłem na drzwi, za którymi jeszcze przed chwilą zniknął mój maluszek i rozmyślałem, co ja właściwie zrobiłem, a co zrobić chciałem. Poczułem lekki ból w tyle głowy i odwróciłem się złowrogo spoglądając na Jimina.

- Co jest z tobą nie tak, stary? - zapytał nieźle już wściekły.- Jeśli od samego początku to miał być nic nie znaczący taniec, nie musiałeś w ogóle się zgadzać. To byłoby lepsze, niż robienie mu nadziei! Człowieku, on cię zaprosił do tańca, bo liczył, że to coś znaczy! To miało coś znaczyć! Tak się nie dotyka osoby, która coś znaczy!

- Ok, Jimin, ok! Wiem! Lepiej ci?!
- Nie! Nie, jesteś beznadziejny! Czujesz coś do niego, czy nie? Nie ma odpowiedzi "nie wiem"! Albo wiesz, albo spierdalaj i nie zbliżaj się do niego! Jeśli on naprawdę jest dla ciebie tak ważny, jak myślę, że jest, powinieneś zacząć mu to pokazywać! On powinien liczyć się bardziej niż to "co pomyślą inni"! 

- Lubię go, ok?! Przestań się na mnie wydzierać!

- Nie zamierzam! Bo stoisz i nic nie robisz, licząc że wszystko samo się ułoży!

- A co niby powinienem zrobić twoim zdaniem, panie "wszystko wiem najlepiej"?! 

- Iść za nim i zrobić to co powinieneś zrobić na samym początku!

- Ok!

- Ok!

- Ok!

- Ok! To idź!

- To idę!

-IDŹ JUŻ!

-Ok! - wydarłem się głośniej niż kiedykolwiek i wyszedłem zabierając kurtkę i nasuwając po drodze buty. Nie miałem bladego pojęcia, dokąd mógł pójść. Na całe szczęście ulica, na której mieszkał Jimin, była bardzo długa i dostrzegłem gdzieś w oddali kontur jakiejś osoby więc udałem się tam czym prędzej. Najpierw w prosto, potem w lewo, znowu prosto, potem w boczną uliczkę, aż wreszcie znaleźliśmy się nie wiadomo gdzie, ale ważne, że byłem dosłownie metr od Jina. Chwyciłem go lekko za ramię, bo nie reagował na żadne nawoływanie z mojej strony. Zatrzymał się i spojrzał na mnie. Jedyne o czym teraz mogłem myśleć, to to jak bardzo schrzaniłem i jak strasznie nienawidzę się, bo już nie pierwszy raz przeze mnie płakał. 

- Zatańczmy.

- Teraz?

Nie odpowiedziałem, po prostu przyciągnąłem go do ciebie i wtuliłem jak bardzo tylko umiałem, jednocześnie oplatając rękoma w okół pasa. Oplótł rękoma moją szyję i oparł głowę o ramię. Nie wiem jaką melodię nucił w głowię, ale nasze ciała zaczęły poruszać się w tym samym rytmie i wszystko było nawet lepsze, niż idealne. Czułem jego zapach, to ciepło bijące od niego i jego kruche ciałko przylegające do mojego.